Łączna liczba wyświetleń

środa, 5 października 2011

Jak to jest zrobione?

       Każdy chyba choć raz oglądał "How it's made?" na Discovery Channel. Dziś odcinek o tym jak powstaje moja praca.
        No dobra. Na początek wydrukowałem sobie zdjęcie, które znalazłem na JoeMonster i bardzo mi się podobało. Oto one:




Przeglądałem galerię portretów na JoeMonsterze i jak zobaczyłem tę fotografię to od razu stwierdziałem, że fajnie byłoby coś takiego namalować. A przynajmniej spróbować ;). Więc nie czekając długo wydrukowałem je i zabrałem się do pracy.
  





Wziąłem największe płótno jakie miałem (ma 100x70 cm) i zrobiłem "szybki" (czyt. około godzinny) szkic ołówkiem. Przykleiłem na taśmę wydruk, żeby mieć go w zasięgu wzroku. Wyglądało to tak:



 Wydaje się, że zrobienie takiego szkicu nie wymaga wielkiego wysiłku. Ale zachowania właściwych (w miarę) proporcji na tym formacie nie jest wcale takie proste. Dobrze, że nie planowałem zachowywać podobieństwa, bo czekałoby mnie ze 4 razy więcej pracy, a niekoniecznie by się to udało ;)






Po zrobieniu szkicu pomalowałem tło. Jak widać nie jest zbyt skomplikowane, więc zajęło mi to raptem ze 2 minuty. Potem wziąłem się za malowanie postaci. Tu zeszło nieco dłużej ;) Zacząłem od twarzy. 

 

Najpierw szybko naniosłem rzadką białą farbę jako podkład pod resztę farb (jednak farby po 3 zeta z haczykiem za 100 ml nie są zbyt wysokiej jakości i w sumie do niczego innego się nie nadają). 







Potem zająłem się "malowaniem właściwym". Szczegóły, szczególiki, malowanie, poprawianie itp. Po około 3 godzinach pracy (od zaczęcia szkicu) praca wyglądała tak:

 
 
No i na tym etapie skończył się pierwszy dzień malowania. Była 23 z minutami, a następnego dnia do szkoły. Zdjęcie robione późno, przy lampce, stąd to zielono żółte odbicie z lewej strony płótna.



  
Następnego dnia znów zabrałem się za molowanie. Nie miałem wiele czasu, lekcje, szkoła, nauka etc.czyli uczniowski standard. Ale zawsze coś maznąłem ;)




Potem rozkręciła się szkoła, sprawdziany, czasu wiele nie było i tak malowałem dorywczo sobie. Zbyt szybko mi to malowanie nie szło.
No ale zawsze w kończu przychodzi weekend :D 



  

No i w wymarzony weekend usiadłem do malowania. 7 godzin pracy przyniosło efekty. W połowie pracy stwierdziłe, że obraz będzie za ciemny i postanowiłem domalować trochę ciała, żeby odciążył nieco czarne tło. W sobotni wieczór obraz wyglądał tak:




 Ale tak patrząc na tę kobietę coś mi nie pasowało. I w końcu zauważyłem co jest nie tak. Brzuch. Był do dupy, więc postanowiłem go poprawić. Przy okazji wyłapałem kilka mniejszych błędów anatomicznych i technicznych. Ale nie miałem już siły malować, więc poprawki zostawiłem sobie na następny dzień, bo bałem się, że z nieuwagi coś zepsuję. No i tak minął kolejny dzień pracy.




Następnego dnia poprawiłem wszystko w miarę możliwości. Siedziałem ze 2 może 3 godziny. No i tak po około 13-15 godzinach malowania rozłożonych na 6 dni, wypiciu galonów herbaty i wyczerpaniu 90% zapasów białej farby powstało coś takiego:
 

Nie jest może idealny, ale póki co jest to największy mój obraz jaki namalowałem. 
Ktoś chętny do kupna? ;) 




1 komentarz: